You are currently viewing Karolina Gorczyca – z miłości do sceny i publiczności

Karolina Gorczyca – z miłości do sceny i publiczności

W niektórych źródłach można przeczytać, że aktorką została Pani z przekory, czyżby ktoś miał inne plany?

Myślę, że czas sprostować te słowa, bo aktorką zostałam z miłości do sceny i publiczności. Z potrzeby życia w świecie marzeń, iluzji oraz wyrażania siebie i własnych emocji poprzez grane postacie. Faktycznie w domu rodzinnym nie popierano moich planów i mówiono, że medycyna i prawo to są stabilne zawody. A ja wybrałam tak, jak czułam. Nie na przekór innym tylko zgodnie ze sobą.

Karierę aktorską zawdzięcza Pani zatem sobie i własnej determinacji. Czy może jest jednak ktoś, kto Panią wspierał bądź dalej pomaga w realizacji planów zawodowych?

Karierę zawdzięczam sobie, swojej determinacji i pracowitości, jednak pamiętając o tym, co po drodze dostałam od ludzi i świata. A dostałam wiele. Pierwszą osobą, która we mnie uwierzyła, była Alicja Jachiewicz-Szmidt, która założyła grupę teatralną „Wyindywidualizowani”, do której należałam przez całe liceum, aż do momentu pójścia na studia. Ona mnie przygotowywała, opowiadała o sztuce, była dla mnie pierwszym autorytetem. Potem szkoła teatralna w Krakowie przyniosła mi artystyczne kombo inspiracji, autorytetów i wzorów. Ważną osobą na mojej ścieżce był Krzysztof Jasiński — reżyser i dyrektor Teatru STU w Krakowie, który wybrał mnie do roli Daszy w „Biesach”, które reżyserował oraz mój ówczesny rektor PWST Jerzy Stuhr, który powierzył mi rolę w swoim filmie „Korowód”. Od tej pory miałam wielki zaszczyt pracować z najlepszymi artystami, jakich mogłam sobie wymarzyć. W szkole teatralnej ogromny wpływ miała na mnie Anna Dymna i jej wrażliwość. A także Malgorzata Hajewska-Krzysztofik, która dała mi ważną i trudną artystyczną lekcję. Po wielu latach taką ważną osobą była również Krystyna Janda i praca w jej Och Teatrze.

Studiowała Pani na jednej z najbardziej prestiżowych uczelni w Polsce, PWST w Krakowie, jakie wspomnienia pozostały ze studenckich czasów?

Wspomnienia mam różne, lepsze i gorsze. Z tych trudnych takie, że musiałam włożyć dwukrotnie więcej pracy nad sobą. Bo przyjeżdżając do krakowskiej szkoły, borykałam się z brakiem poczucia własnej wartości i wieloma innymi brakami dotyczącymi swoich możliwości. Szybko jednak zrozumiałam, że te braki to tylko wytwór mojej głowy i strachu. Szybko dostałam wiele uznania od moich profesorów. I to było piękne i ważne dla mnie. Mogę śmiało powiedzieć, że dmuchali w moje skrzydła.

Czym różni się rola filmowa od teatralnej, gra przecież Pani zarówno w teatrze, jak i w filmach?

Teatr jest żywy i rozgrywa się tu i teraz. Za każdym razem jest inny i zależy od formy własnej i partnerów scenicznych. To wspaniale żyć na scenie życiem postaci i widzieć, co się z nią dzieje w trakcie. Najlepsze są momenty, kiedy zapominam o tym kim, jestem w „realu”, a w 100% zanurzam się w życie mojej postaci. Tak właśnie mam w spektaklu „Niepamięć”, który gram w Garnizonie Sztuki. Natomiast jeśli chodzi o ekran, to jest szkicowanie obrazu z małych kawałków, które można wygumkować i narysować raz jeszcze, żeby obraz był lepszy. Uwielbiam pracę przed kamerą, rządzi się własnymi prawami, wymaga dużej świadomości siebie i swojej aparycji, ale jest o tyle łatwiejsza, że jeśli się nie uda za pierwszym razem, to można zagrać dubel.

„Czas honoru”, „Twarzą w Twarz”, „Agnieszka” czy „Ostatnia akcja”, to tylko niektóre filmy, w których grała Pani pierwszoplanowe role, czy któryś z filmów dał szczególne powody do satysfakcji?

Wszystkie dały mi dużo satysfakcji i doświadczenia. Były wspaniałą przygodą i spełniły ważną rolę społeczną, jak „Czas Honoru”, a także były głębokim twórczym doświadczeniem, jak „Agnieszka”. Wspaniałym spotkaniem legend polskiego kina, jak „Ostatnia Akcja” i poznaniem ostrej reżyserskiej szkoły, jak w „Twarzą w twarz”.

Jakie plany zawodowe ma Pani na najbliższą przyszłość?

Realizuję dużo produkcji audio, co mnie ogromnie cieszy, bo uwielbiam pracę z głosem. W czerwcu rozpoczynamy kolejną serię serialu „Szadź” w reż. Anny Kazejak. Nie mogę się doczekać spotkania z Olą Popławską i Bartkiem Gelnerem. Szykują się też nowe wyzwania w teatrze.

Oprócz codziennej pracy zawodowej znalazła Pani czas na chwilę rozrywki, udział w „Tańcu z gwiazdami”. Jakie wspomnienia wiążą się z tym programem?

To było bardzo krótkie, ale pouczające doświadczenie. Choć wolałabym do niego nie wracać, bo zamknęłam tę historię w mojej głowie.

Wolny czas… nigdy nie ma go za dużo. Jednak znajduje Pani czas zarówno na wędrówki po górach, nurkowanie, ty skoki ze spadochronem. To próba sprawdzenia siebie, czy realizacja własnych marzeń?

Lubię przesuwać własne granice, smakować nowe doświadczenia, rozwijać się. Mam w sobie dużą ciekawość świata, ludzi i potrzebę przeżycia jak najwięcej pięknych rzeczy, bo jak mówił ks. Jan Kaczkowski: „Zamiast ciągle na coś czekać — zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później, niż Ci się wydaje.”

Często też angażuje się Pani w akcje charytatywne. Proszę przybliżyć czytelnikom, choćby jedną z nich.

Od lat jestem Ambasadorką Akcji BohaterON. To inicjatywa, która pomaga zbierać środki dla powstańców warszawskich, którzy walczyli o naszą przyszłość. Dla mnie te coroczne spotkania z powstańcami są bardzo wzruszające. Sprowadzają mnie na ziemię i pokazują, że największym przywilejem człowieka jest wolność. Bez niej nic nie ma znaczenia, ani pieniądze, ani inteligencja, wykształcenie, czy praca.

Proszę dokończyć do szczęścia brakuje mi…

odpowiedniego mindsetu

ciągle marzę…

o nurkowaniu

rodzina to…

organizacja, która powinna się wspierać

przyjaźń wg mnie to…

relacja polegająca na bezgranicznym zaufaniu bez względu na trudności